Okej pierwszy rozdział :) Mam tylko nadzieję, że się spodoba. Z tym, że musiałam się nieco hamować ze słownictwem i opisami... W końcu na chwilę obecną moja bohaterka ma zaledwie 11 lat ;) Z jej wiekiem zamierzam zmieniać jej sposób patrzenia na świat, dlatego spokojnie jeśli póki co nie przypadła wam do gustu. W końcu człowieka zmienia życie. A jeśli chcecie zobaczyć jak ta dziwna niewiadoma zwana przeznaczeniem uformowała pewną dziewczynkę to zapraszam do czytania :P
"Czasami z niewiadomych powodów
życie daje nam prezent, nie należy
wtedy zadawać pytań tylko korzystać."
kwiecień 1992r
- Mamooo ! Jestem ! - zawołałam wchodząc do domu.
- Cześć kochanie, jak tam w szkole ? - spytała moja mama krzątając się w kuchni.
- Zawsze pytasz o to samo... - jęknęłam
- I zawsze dostaję taką samą odpowiedź. - odpowiedziała mi poprawiając przy tym koka - zauważyłam, że zawsze tak robiła, gdy udało jej się odpyskować mi albo mojemu bratu.
- Co na obiad ?
- Kotlety, ziemniaki, surówka...
- Aha a za ile ?
- Czy ja wiem... 10 min ?
- Ok, to ja idę na razie do pokoju.
- Zaraz, zaraz. Nie sądzisz, że powinnyśmy porozmawiać ? - spytała zaciskając usta w prostą kreskę. Odpowiedziało jej milczenie. Lekko speszona usiadłam przy stole, a moja rodzicielka naprzeciwko. - Jak wiesz byłam wczoraj na zebraniu i zaraz po nim pojechałam na nocną zmianę, więc nie miałyśmy jak porozmawiać. Teraz mamy czas. Słucham, co masz mi do powiedzenia ?
- A co byś chciała usłyszeć ? - spytałam nieśmiało czując niesmak w ustach
- Alex nie cwaniakuj.- pouczyła mnie delikatnie się przy tym uśmiechając. Jednak niemal natychmiast powrócił ten chłodny i znienawidzony przeze mnie wyraz twarzy. Gdy dalej milczałam postanowiła chyba poprowadzić monolog, bo o rozmowie to raczej nie miała co zamarzyć. - Nauczyciele jak zwykle mówią to samo... Mądra, zdolna, wszystko przychodzi jej bez najmniejszego trudu, ale... - tutaj przerwałam znudzonym westchnieniem, które z trudem zignorowała - ... nie przykłada się, nie robi zadań domowych chyba, że na przerwie. Ciągle rozmawia przeszkadzając w lekcji. Taaaak, ale tym razem doszło coś jeszcze. Domyślasz się co ?
- No tak, ale to jego wina ! - nieco podniosłam głos broniąc się
- Tak mówisz ? Tylko czemu tylko ty dostałaś uwagę ?
- No bo mnie zaczepiał i miałam już go serdecznie dość ! Tak tylko dla świętego spokoju mu przywaliłam, ale wcale nie tak mocno !
- To czemu płakał ?
- Bo to ciota. - mruknęłam pod nosem co na szczęście umknęło uwadze mojej rozmówczyni, która wstała by wyłączyć gotujące się na gazówce ziemniaki.
- Dałabym ci szlaban, ale... No cóż za kilka dni masz urodziny... Chyba nie wypada ? - spytała, a ja mimo, że była do mnie odwrócona plecami wiedziała, że się uśmiecha, a to znaczyło tylko jedno - tym razem mi się upiekło.
***
Właśnie kończyłam jeść gdy mama znowu się odezwała.
- Co planujesz w swoje 11-naste urodziny ?
- Jeszcze nie wiem. Pewnie spędzę cały dzień z Elene. Mogę prawda ? - spytałam niepewnie, ale znałam już odpowiedź. Jak na zawołanie Lisa - bo tak miała na imię - uśmiechnęła się delikatnie puszczając mi oczko.
- Może pojedziemy do kina ? W trójkę ? No chyba, że chcesz jeszcze wziąść ze sobą swojego brata ?
- Chciałabym ale coś wątpię żeby dwudziestolatek chciał spędzać z nami czas.
- Słuszna uwaga kochanie.
- Dziękuję. - powiedziałam jak mnie nauczono i wstałam od stołu. Szybko złapałam kurtkę mówiąc, że wychodzę z Elene, która tak notabene była moją przyjaciółką od... w sumie odkąd pamiętam. Mieszkała kilka domów dalej w ładnym i modnie urządzonym budynku. Podobnie jak ja miała tylko starszego brata. Z tym, że Terence miał 17 lat, a mój brat Michael dwadzieścia i no cóż nie lubili się zbytnio. A szkoda ja lubiłam i Terence'a i jego siostrę, a również jej rodzice byli całkiem spoko. Tak rozmyślając dobiegłam lekko zdyszana do drzwi i zadzwoniłam. Czekając próbowałam wyrównać oddech. Po chwili otworzył mi tata Elene.
- Dzień dobry panie Higgs. - przywitałam się grzecznie. Mężczyzna lekko skinął mi głową przyprószoną siwizną i wpuścił do środka. Po chwili powiedział jedynie...
- Jest w pokoju, uczy się. - może sądzicie, że Ricerdo Higgs mnie lubił, albo coś ale to totalny nonsens ! On zawsze taki był, cichy i małomówny podobnie jak jego syn i w sumie córka też często taka była, ale na szczęście - z moją wspaniałomyślną i niezastąpioną pomocą - z dnia na dzień stawała się coraz bardziej przebojowa. Wbiegłam po schodach i bez pukania wbiegłam do jej pokoju.
- Tak myślałam, że zaszczycisz mnie swoim przybyciem. - przywitała mnie śmiejąc się. Szybko do niej podeszłam i trochę poszarpałam jej dwa, jasne warkocze. Obdarzyła mnie oburzoną miną i wielce obrażona odwróciła się do mnie plecami. Nie wytrzymała długo, bo już po chwili spytała co z moimi urodzinami i jak po zebraniu. Streściłam jej co i jak, a następnie wspólnie zaczęłyśmy się zastanawiać jak spędzimy tę sobotę - dzień moich urodzin. Po sporej ilości wrzasków uzgodniłyśmy wyjazd do kina poprzedzony wspólną zabawą u mnie w domu.
***
11 kwietnia 1992r
Wcześnie rano (czytaj około 11) obudziła mnie mama z bratem. Śpiewali mi "sto lat" ale jeśli miałam być szczera to miałam to głęboko w dupie. Chciałam jeszcze pospać ! Zakryłam się szczelnie kołdrą, która już po chwili wylądowała na podłodze ściągnięta przez Michaela,który zaczął mnie łaskotać. - Miki przestań ! - krzyczałam pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu. - Nie nazywaj mnie tak. Jestem Michael przeliterować Skrzacie ? - Nie podziękuję. - wystawiłam mu język, wstając z łóżka. - To dla Ciebie kochanie. - mama wręczyła mi książkę fantasty.* Obejrzałam dokłądnie gruby tom i rzuciłam się jej na szyję. - Dziękuję ! Jezu dziękuję ! Jak ja kocham czytać ! - krzyczałam ściskając ją, a mój brat skrzywił się na moje słowa - nie lubił zbytnio czytać chyba, że coś związanego z motoryzacją. - O której przyjdzie Elene ? - Nie wiem pewnie tak za godzinkę. - No to co ty tu robisz ?! Ubieraj się raz dwa, a ja idę uszykować coś dla twojego gościa. Zakładając bluzkę, aż podskoczyłam ze strachu. COŚ zaczęło stukać w okno mojego pokoju. Nieco zdziwiona podeszłam do niego i uchyliłam je. Niemal natychmiast wleciała przez nie sowa. Zaraz co ?! SOWA ?! Usiadła na moim łóżku, a ja stałam jak słup soli wpatrując się w nią szeroko otwartymi oczami. Ocknęłam się dopiero gdy zawołała mnie mama. Ignorując ją powoli podeszłam do ptaka i leciutko pogłaskałam go po główce. Zaskrzeczała cichutko z przyjemnością. Uśmiechnęłam się i wtedy zauważyłam, że ma ona przywiązany do nóżki list. Otworzyłam ją i wtedy wypadła kartka... Coraz bardziej zdziwiona całą tą sytuacją zaczęłam czytać z rosnącym podekscytowaniem.
Pierwsze co poczułam to niesamowite szczęście, szok i euforia nie do opanowania ! Jednak po chwili się nieco opanowałam. To MUSIAŁ być czyjś żart... Na pewno chłopaków z mojej klasy. Ugh ! Jak ja ich nie znosiłam ! Wtedy znowu zawołała mnie mama. Niemal natychmiast zapomniałam o tym i pobiegłam do kuchni. Wpadłam jak burza (patrząc na moje włosy powiedziałabym, że dosłownie) do pomieszczenia i od razu wpadłam na moją blondwłosą przyjaciółkę. Śmiejąc się złożyła mi życzenia i wręczyła prezent (zestaw do rysiania !). Nie miałam jednak głowy do tego, gdyż w moim umyśle ciągle wspominałam list... Po chwili zadzwonił dzwonek... - Alex otwórz. - Nie ! Dziś są moje urodziny, ty otwórz. - Zapomnij ! Dostałaś prezenty i koniec zabawy ! Dzień jak zawsze. Otwórz drzwi, a potem niech cię mama nauczy w kuchni twojego przyszłego zawodu. - Pff... Chyba twojego. Bo kto tu nie poszedł na studia co ? - Ty też nie poszłaś, więc się nie mądruj. - Ale ja mam jedenaście lat... - Widzisz, a ja w twoim wieku miałem dwanaście lat. - Prze-za-ba-wne wiesz ? - Dobra starczy ! Ja pójdę. Na miłość boską. Ile wy macie lat ?! - zniecierpliwiła się kłótnią moją i Miki'ego mama. Kiedy dłużej niż zwykle nie wracała zaciekawieni wyjrzeliśmy na ganek, żeby zobaczyć kto to. W progu stała mama ze zmarszczonymi brwiami, a na przeciwko niej dziwnie ubrana kobieta o nienagannej fryzurze i stoickiej pozie. Chyba coś bardzo cierpliwie tłumaczyła naszej mamie. Chcieliśmy się już nieco wycofać gdy na spotkanie z tą sztywniarą wybiegła Elene... - Dzień dobry, pani Profesor McGonnagall ! -Och.. witaj Elene... - miałam wrażenie, że usta jej lekko drgnęły do uśmiechu, ale no cóż z TAKIMI ludźmi to NIGDY nic nie wiadomo... - Skoro tu jesteś to chyba powinno pójść nieco łatwiej. Aczkolwiek nadal nie tak jak bym chciała. - Dobrze może pani jeszcze raz powoli wytłumaczyć co chce ? - Przybyłam by poinformować państwa o zapisaniu pani córki Alexandry Katheriny Handerson do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. - zaniemówiłam... Zresztą nie tylko ja. Tylko Elene uśmiechała się do każdego z nas wyjątkowo zachęcająco do rozmowy. Po chwili jakby zniecierpliwiona całą tą sytuacją podjęła dalszy dialog. - To prawda ! Alex jesteś czarodziejką ! Tak jak ja i cała moja rodzina. - Okej uznajmy, że to prawda ale tylko na moment. Tak na logikę to moi rodzice też musieliby być czarodziejami co nie ? No chyba, że tata... - Jeśli twoi rodzice nie posługują się magią to jesteś mugolaczką, czyli czarownicą pochodzenia mugolskiego. - wtrąciła kobieta. Po jakimś czasie wpuściliśmy babkę do środka. Rozdsiadła się jak jakaś wielka dama iz aczęła nas przekonywać choć ja już czułam, że to prawda ! Nareszcie miałam wytłumaczenie na te dziwne rzeczy, które działy się wokół mnie odkąd pamiętam ! Moja rodzinka tez wkrótce uwierzyła. A tak w ogóle to kto by nie uwierzył w istnienie magii gdyby ktoś mu na jego oczach zaczarował ulubiony fotel w psa ?! Oj coś czułam, że zaczynam totalnie nowy rozdział w swoim życiu. Magiczny rozdział... Dosłownie :)
***
W pewnym momencie, znudzone wspólnie z Elene poszłyśmy do mojego pokoju i usiadłyśmy na łóżku.
- Jak mogłaś mi nie powiedzieć ?! - chciałam brzmieć poważnie, ale koniec końców ciągle chichotałam pod nosem i dupa z mojego planu.
- Oj no przepraszam. Dzięki temu miałam niezły ubaw widząc wasze miny.
- To nie jest śmieszne. - odpowiedziałam ale moja mina mówiła co innego. - El... Opowiedz mi o Hogwarcie ! Proooooosze ! Ślicznie prooosze :)
- Eh no dobra ! Więc Hogwart to brytyjska szkoła z internatem kształtująca przyszłych czarodziei. Zamek położony jest gdzieś w Szkocji, ale nikt nie wie gdzie dokładnie. Została stworzona około IX lub X wieku przez czterech najwybitniejszych czarodziejów tamtych czasów: Rowenę Ravenclaw, Helgę Hufflypuff, Godryka Gryffindora i Salazara Slytherina. Hogwart jest najsłynniejszą taką szkołą w Europie i jest zajefajny. Mówię ci ! A uczniów dzieli się tam na domy. Każdy dom nosi nazwisko jednego założyciela i przyjmują tam osoby z takimi cechami i sposobem myślenia jak oni.
- A z jakimi cechami człowiek do jakiego domu zostanie przydzielony i jak to się dobywa ?
- Brat mi opowiadał, że zakłada się na głowę tzw. Tiarę Przydziału. Ona zagląda w głąb twojego umysłu czy jakoś tak. Wiesz przecież jak mój brat czasem mądrze mówi. - zachichotałyśmy, Terence faktycznie czasem śmiesznie inteligentnie mówił. - A wracjąc do tematu to mogę ci nawet zaśpiewać piosenkę, którą ta czapka śpiewała w tamtym roku. Podobno za każdym razem układa inną. Emm poczekaj o już wiem !
Może nie jestem śliczna, Może i łach ze mnie stary, Lecz choćbyś świat przeszukał, Tak mądrej nie znajdziesz tiary. Możecie mieć meloniki, Możecie nosić panamy,
Pod pachę albo w piasek, I tak poznam kim jesteś, Bo dla mnie nie ma masek. Śmiało, dzielna młodzieży, Na głowy mnie wkładajcie, A ja wam zaraz powiem, Gdzie odtąd zamieszkacie. Może w Gryffindorze, Gdzie kwitnie męstwa cnota, Gdzie króluje odwaga I do wyczynów ochota. A może w Hufflepuffie, Gdzie sami prawi mieszkają, Gdzie wierni i sprawiedliwi Hogwarta szkoły są chwałą. A może w Ravenclawie''Zamieszkać wam wypadnie Tam płonie lampa wiedzy, Tam mędrcem będziesz snadnie. A jeśli chcecie zdobyć Druhów gotowych na wiele, To czeka was Slytherin, Gdzie cenią sobie fortele. Więc bez lęku, do dzieła! Na głowy mnie wkładajcie, Jam jest Myśląca Tiara, Los wam wyznaczę na starcie!'
- Ekstra ! - zawołałam - W jakich domach byli twoi rodzice i Terence ?
- Mama w Ravenclaw'e, a tata i Terence w Slytherinie.
- A ty gdzie chcesz trafić ? - spytałam a moja rozmówczyni dopiero po dłuższej chwili zastanowienia odpowiedziała lekko rozmarzonym, ale śmiertelnie poważnym tonem.
-Chciałabym być w Ravenclawie...
- Czemu ?
- Bo bardziej lubię niebieski od zielonego, a o wężach to już nie wspomnę. - minęło kilka sekund a my zaczęłyśmy sie smiać do upadłego. Później nawet już nie wiedziałyśmy z czego ale dalej się śmiałyśmy ;) Tamtego dnia nie poszłyśmy do kina, bo do późna gadałyśmy. Następne miesiące minęły podobnie. Każdego dnia dowiadywałam się czegoś nowego i coraz ciekawszego o tym drugim świecie o którego istnieniu nie miało pojęcia tak wielu ludzi. Nie tylko Elene udzielała odpowiedzi na moje pytania o nieskończonych ilościach. Również jej brat wykazał się sporą ilością inicjatywy. Gdy tylko udało nam się akurat zobaczyć opowiadał mi o dziedzinach magii, których było tak wiele jak moich pytań. Wyjątkowo mocno zaciekawiła mnie Animagia. Była to trudna sztuka zamianiy w zwierzę odzwierciedlające twoją duszę, ale ja zamierzałam się jej nauczyć ! W końcu jednak nadszedł upragniony 1 wrzesień...
Bardzo ekscytująca i urzekająca historia. Czekam na więcej. :-)
OdpowiedzUsuńCudowne! Alex ma prawie taki sam charakter, jak moja Aranei, więc przyjemnie się czyta. No to nie przedłużając, czytam dalej...
OdpowiedzUsuń