niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział III

1 września na pociąg odprowadził mnie tatuś. Bardzo chciałabym, żeby była z nim mama, ale ona nie żyje. Ona nie chciałaby bym była smutna z jej powodu, ale to silniejsze ode mnie :( No trudno, takie jest życie nieprawdaż ? Usiadłam w przedziale z kilkorgiem nowo poznanych dziewczyn, które również były pierwszoroczne. Przedstawiły się jako Romilda Vane, Alice Rider, Brigitte Pucey i Marie White. Przez całą drogę do Hogwartu rozmawiały ze sobą bardzo ożywione. Ja odezwałam się tylko raz na samym początku. Powiedziałam im wtedy, że w tym pomieszczeniu jest mnóstwo Gaudiumków. Spojrzały na mnie tak dziwnie... Jakbym była nienormalna, ale tatuś mówił mi, że to się może zdarzyć, że takie osoby, które nie wierzą w istnienie wielu rzeczy po prostu mają ograniczone umysły. Według mnie to niezbyt miłe określenie, ale najwyraźniej trafne i mimo wszystko było mi przykro, że tak na mnie patrzyły. Gaudiumki najwyraźniej wyczuły jak się sprawy mają, bo w znacznej większości się ulotniły. Widzicie te stworzenia wyczuwają przyjazną atmosferę i lgną do niej. Ich pełna nazwa to Gaudiumcreatie*. Do końca podróży się już nie odzywałam nawet, gdy powróciły zwiastując zmianę nastroju. Zamiast tego obserwowałam. Wiecie lubię to robić. Daje to naprawdę wiele informacjina przykład o ludziach, których obserwuję. Z początku jedynie patrzyłam przez okno,później zaczęłam się przyglądać moim towarzyszkom. Każda z nich była zupełnie inna jak każdy człowiek. Z tym, że inna nie znaczy oryginalna. Jeśli każdy z nas jest wyjątkowy to znaczy, że nie może być oryginalny. W końcu jest tak jak oni jedyny w swoim rodzaju, ale jeżeli wszyscy tacy są to nie mogą być oryginalni, prawda ?  Zresztą nieważne. Opowiem teraz o nich i o wnioskach jakie uzyskałam. Romilda była z nas najwyższa. Była mulatką i posiadała ładny prosty nos, ciemne oczy i piękne, długie włosy o ciemnym kolorze. Były one kręcone jak sprężynki i ślicznie owijały się wokół jej twarzy. Miała bardzo wyniosłą i dumną minę. Nie wyglądała mi na miłą osobę. Siedziała najbliżej drzwi, a tuż obok niej Brigitte, która wyglądała na równie nieprzyjemną. W przeciwieństwie do swojej koleżanki miała proste jak druty włosy, ale też ciemne podobnie jak oczy. Była drobnej postury tak jak ja i siedząca ze mną na ławce dziewczynka.  Miała na imię Marie i wyglądała na najfajniejszą z nich. Sprawiała wrażenie skromnej, ale bardzo gadatliwej. Miała krótkie roztrzepane włosy w jasnym kolorze. Była blondynką z domieszką rdzy, a jej jasną cerę zdobiło kilka drobnych piegów. Na przeciwko mnie obok okna siedziała ostatnia z naszego grona. Alice, która wzrostem prawie dorównywała Romildzie. Miała czarne włosy prawie do ramion z niebieskimi i czerwonymi pasemkami. Od początku drogi żuła gumę i miała bardzo pretensjonalną minę. Ją chyba najmniej polubiłam. Kiedy wysiedliśmy Hagrid zebrał nas; pierwszorocznych i zaprowadził do łodzi. Wiedziała, że nie mam co liczyć na to, że któraś z nich weźmie mnie do łodzi z sobą, no chyba, że Marie. Ostatecznie wylądowałam w jednej łodzi z rudą osóbką imieniem Ginny i z Maurą, poważną, ale uprzejmą brunetką. Kiedy weszłam do Hogwartu byłam nim oczarowana ! Tego nie dało się opisać słowami ! Byłam tak zachwycona, że dopiero po chwili spostrzegłam, że większość osób już została przydzielona i teraz moja kolejka. Z szerokim uśmiechem usiadłam na stołku, nakładając na głowę o wiele za dużą Tiarę.
- Masz otwarty na wszystko umysł dziecko. Jesteś mądra, inteligentna, ale zbyt często bujasz w obłokach. Znasz swoją wartość i nie obchodzi cię opinia innych na twój temat, a to bardzo dobrze. Idealnie pasujesz do Ravenclawu. Tylko, czy chciałabyś się tam dostać ? 
- Bardzo, ale nie do mnie należy osąd. Znam siebie Tiaro i wiem, że nadaję się na krukonkę, ale wybór należy do ciebie. W końcu nie bez powodu przydzielasz nowych uczniów od stuleci.
- Prawdziwa krukonka ! - pisnęła z zachwytem, po czym zupełnie odmienionym głosem ryknęła na całą salę - RAVENCLAW !
Byłam taka szczęśliwa ! A po kilku minutach dołączyło do stołu krukonów jeszcze kilku uczniów: Emma, Zane, Norman, Damon i Maura (huraaa !),ale niestety również Alice i Brigitte. Coś czuję, ze nie będę mieć łatwego życia w tej szkole.

***
Kiedy weszłam do pokoju wspólnego Slytherinu to jedyne co mi przyszło do głowy to takie "ŁOŁ" z dużych liter. W życiu nie widziałam czegoś takiego. Nawet w najbardziej zajebistych i wymyślnych snach. Terence mi opowiadał jak to wygląda, ale to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Salon był w kształcie prostokąta (uważało się na matematyce w mugolskiej szkole xD) i był ogromny. Sufit podtrzymywało sześć kolumn stojących po bokach pomieszczenia. A właśnie... Sufit... Kurde jak go opisać ?! Mniej więcej do połowy pokoju był zwykły, taki wiecie z kamienia. Na samym środku był wielki żyrandol. Wyglądał jak mnóstwo fantastycznie wijących się węży, w których otwartych pyskach świeciło światło. Tuż za żyrandolem kamienna część sufitu zlewała się z tą drugą, czyli szklaną. Mówiłam już, że mieszkamy pod jeziorem ? Jeśli nie to mówię teraz. Wyobrażacie sobie jakie to były widoki ?! NIESAMOWITE. Brak mi innych słów. Na końcu pokoju był kominek, kanapa i mnóstwo foteli ze stolikami.



Po bokach za kolumnami znajdowały się schody prowadzące na górę. Następne eee piętro (?) było nie dokładnie nad nami tylko jakby to powiedzieć... Hmmm... było takim jakby balkonem, a sufit (wysoki tak apropo) był sufitem dla nas i dla tych wyżej. Oprócz schodów za kolumnami i po części pod schodami znajdowały się po trzy pary drzwi z każdej strony pokoju. Na każdych wisiała tabliczka z napisem który to rok. Po lewej były pokoje dziewczyn, apo prawej chłopców na 1, 2 i 3 roku. Starsi mięli pokoje na górze. Brat mówił mi, że nie można tam wejść dopóki nie skończy się 13 lat. Szczerze mówiąc nie do końca mu wierzyłam... Musiałam koniecznie to sprawdzić. Zaczęłam powoli wchodzić na górę. Byłam już w połowie i z triumfalnym uśmiechem szłam coraz wyżej. Wtedy usłyszałam "nie radzę" od jakiejś starszej o kilka lat dziewczyny. Niestety było już trochę za późno. Schody zamieniły się w zjeżdżalnie z wodą. Usłyszałam tylko śmiech ludzi w pokoju, a następnie boleśnie zaryłam o podłogę. Upokorzona i cała mokra udałam się do swojego pokoju.
- O hej ! Jestem Ricci. Widzę, że też próbowałaś wejść na górę. - niemal od razu wpadłam na swoją bardzo rozgadaną (jak się później okazało) współlokatorkę. 
- Elene. - Pomimo, że ona sama była już prawie sucha (włosy miała mokre) zupełnie się nie przejęła ściskając moją ociekającą wodą rękę. Była na pełnym luzie i trochę jej tego zazdrościłam. Ani trochę nie przejmowała się opinią innych, co chyba wszyscy słyszeli na kolacji, gdy się wydarła na całą salę... Przebrałam się w suche ciuchy i zaczęłam rozczesywać włosy, kiedy weszła do naszego dormitorium Alex. Na jej widok nie mogłam powstrzymać śmiechu. 
- Również chciałaś sprawdzić czy mój braciszek nie kłamał ? 
- Powiedzmy, że zupełnie o tym zapomniałam oczarowana naszym salonem. 
- No tak cała ty. - zachichotałam pod nosem, na co moja przyjaciółka zmrużyła gniewnie oczy.
- Co cię tak rozbawiło ? Dalej pośmiejemy się wspólnie.
- Nic, nic... Zupełnie nic. - tutaj już nie wytrzymałam i mój śmiech rozniósł się po całym pomieszczeniu.
- Och Elene... tak wogóle bardzo się poobijałaś ? - spytała z troską.
- Trochę... - odpowiedziałam patrząc na nią podejrzliwie.
- Biedactwo... Chodź przytulę cię.
- Zaraz co... Przecież...  - dopiero po chwili przyszło zrozumienie jej intencji - NAWET NIE PRÓBUJ !!! - wrzasnęłam, próbując ją jakoś ominąć. Trochę sie poganiałyśmy, ale tak czyinaczej w końcu mnie dopadła i znów byłam mokra :( Ugh ! Jak jajej nienawidzę ! Czasem mam taką ochotę ją zabić ! I ja się pytam co mnie jeszcze powstrzymuje ?! Ach ! No tak... Bo czasem bywa kochana co bardzo utrudnia w osądzie jej skomplikowanej osoby. Jeśli mam być szczera miejscami to naprawdę irytujące mieć taką, a nie inną przyjaciółkę. Ale co zrobić ? Koooocham ją i tyle ;)
- Gdzie reszta ?
- Ta blondynka Ricci poszła do chłopaków razem ze Stevie, która nadal kłóci się o coś ze swoim bratem. Bliźniaczki też gdzieś poszły... Chyba są w salonie, a tamta wysoka brunetka... Danielle Avery tak ? Ona podobnie jak ja i ty nie przyszła z resztą pierwszorocznych. Wyszła jako pierwsza, zaczepiając jakąś gryfonkę, z którą gdzieś poszła. - wytłumaczyłam.
- Aha, okej. Ale może teraz mi wyjaśnisz czemu skoro i tak nie poszłaś z resztą, nie zaczekałaś na mnie ?!
- Byłaś zajęta rozmową ze swoim chłoptasiem.
- Kolegą. - burknęła obrażona.
- I pozwól, że zgadnę... To on cię odprowadził ? - spytałam puszczając jej  oczko.
- Może... 
- Weź powiedz ! - jęknęłam, szturchając ją lekko w ramię.
- Jak zasłużysz. - wystawiła mi język i poszła do łazienki też się przebrać. Wredna małpa ! Ale znałam ją dostatecznie długo, by wiedzieć, że długo nie będzie milczeć. I tym razem się nie pomyliłam. Już sucha od razu, gdy wyszła z łazienki zaczęła mi 
o wszystkim opowiadać. Coś czułam, że kiedyś coś z tego będzie...
- Nie patrz tak ! El wiem co myślisz, ale my nic do siebie nie mamy serio ! Słowo harcerza ! Lubię go, ale...
- Ale ?
- Widziałaś te ciacha, które są z nami na roku ? - zgodnie pokiwałyśmy głowami z uznaniem dla ich urody, na co obie się zaśmiałyśmy. W pewnym momencie do pokoju wpadła Ricci, a za nią podążali wszyscy chłopacy z pierwszej.
- Rozgośćcie się. - oznajmiła im i usiadła z nami na łóżku.
- O co chodzi ? - spytałyśmy zdziwione.
- Stevie i Louis nieustannie się kłócą w pokoju chłopaków dlatego zaprosiłam ich do nas. - dopiero wtedy zauważyłam, że faktyczni nie ma chochlika. Spytacie czemu chochlika ? Otóż Louis jest najniższy z nas wszystkich, ma rozczochrane blond włosy i spiczaste uszy. Wybaczcie mi to porównanie, ale NAPRAWDĘ tak wyglądał. Zupełnie nie podobny do swojej siostry. Stevenie była ładną, ale bladą dziewczyną. Miała średni wzrost, ładne ciemne oczy i brązowe lekko pofalowane włosy. Zero podobieństwa. Razem wyglądali jak... ehhh nie mam porównania...
- Co robimy ? - spytał jeden z naszych gości.
- Ja mam spoko pomysł. Może się przedstawmy, bo wiecie ja nie za bardzo wiem kto jak się nazywa.
- Dobry pomysł. - zgodziłam się i po chwili dodałam - Jestem Elene Higgs. 
- Ja jestem Danielle Avery. - odezwała się bardzo ładna i najwyższa z nas dziewczyna o ciemnych włosach spiętych w ciasnego koka, która właśnie przyszła.
- O hej ! Gdzie byłaś ? - spytała Ricci, która chyba już każdego poznała.
- W bibliotece. - wzruszyła ramionami i położyła się na swoim łóżku, otwierając książkę, którą uprzednio wyciągnęła z kufra.
- Okej, ja akurat nie lubię czytać, ale jak kto woli. - odezwałam się.
- Ja też nie lubię i nazywam się Ricci Clawe.
- A ja na przykład uwielbiam czytać i tak w ogóle jestem Alex Handerson.
- A tamte bliźniaczki to ? 
- Hestia i Flora Carrow.
- Aha spoko. Skoro nasze damy się już przedstawiły to nasza kolej. - oznajmił z uśmiechem chłopak, który to wszystko zaproponował. Miał czarne włosy, których możliwe, że każdy kosmyk był innej długości co jednak nie rzucało się w oczy przy tak "ułożonych" i przedziwnie sterczących na wszystkie strony włosach. Ba ! Powiedziałabym nawet, że dodawało mu to uroku.
- Jestem Derek von Herverd. - przedstawił się w końcu, a zaraz po nim siedzący obok niego chłopak oliwkowej cerze, oraz ciemnych włosach i oczach. Nazywał się Ergal. Następnie przedstawiło się jeszcze trzech chłopaków: ładny szatyn imieniem Col o łobuzerskim, a przy tym strasznie wrednym uśmiechu i ślicznych brązowych oczach, Daniel, chyba najbardziej śmiały z nich i to w taki normalny sposób, a nie arogancki i wredny jak Col i Dominic (czarne włosy i oczy, oraz lekko opalona cera). Kiedy zaczęliśmy się już trochę nudzić Alex zaproponowała grę w butelkę. Nie, źle myślicie. Oczywiście, że nie na pocałunki, tylko na "prawdę, czy wyzwanie". Niestety długo nie pograliśmy, bo przyszła prefekt naszego domu ze Stevie, Florą, oraz Hestią i powiedziała, że chłopaki mają iść do siebie. Szkoda trochę nam było, ale umówiliśmy się, że kiedyś to dokończymy. W dobrych humorach poszłyśmy spać.

***

Pierwszy dzień i jak zwykle nudy. Nie znoszę tej budy. Albo nie. Jednak nie. Ja uwielbiam Hogwart. Znacznie gorzej z tolerancją, niektórych osobników...
Rozejrzałem się po sali. Bliznowaty i miliony jego fanów. Nie no standard w tej szkole. Powinienem się przyzwyczaić. Zaraz obok niego siedzi Łasic i reszta jego zawszonej, rudej rodzinki. Szopa też jest i... no tak jak zwykle się wymądrza... Ciekawe czemu oni się z nią przyjaźnią ? Pewnie robi im zadania domowe. Tak, to zdecydowanie jedyne wytłumaczenie. Spójrzmy dalej. Puchoni... Nieee, zdecydowanie nie ma na co patrzeć. Krukoni... To już lepsze. Większość z nich jest strasznie sztywna i wkurzająca, ale jest kilka wyjątków. Na przykład Maura. Wczoraj miałem przyjemność z nią pogadać. Nawet ją lubię, a to już wyróżnienie. Jakiś pawian się do niej przystawia... Zaraz, co mnie to obchodzi ? Poza tym i tak nie zwróci na niego uwagi. Uśmiechnąłem się z politowaniem widząc jego nieudolne podrywy, oraz ignorancję ze strony brunetki. W pewnym momencie wstała odrzucając do tyłu długie włosy, tym samym uderzając nimi w twarz tego pajaca. Doskonale. Moja szkoła. Następnie spojrzałem na swój stół. To co zawsze. Mnóstwo arystokratów kłócących się o byle gówno.
- Ej Draco ! Słuchasz mnie ? - spytał poirytowany Blaise.
- Nie. - odpowiedziałem szczerze co chyba mu się nie spodobało.
- Goyle, co mamy pierwsze ?  
- Nie wiem.
- To sprawdź idioto. - tłusta masa przypominająca goryla schyliła się do swojej obszernej torby napakowanej mnóstwem słodyczy. Po chwili wyciągnął plan lekcji 
i burknął coś o dwóch godzinach eliksirów. Pokiwałem głową i odwróciłem się do Notta żeby nie musieć dłużej oglądać jego mordy. Nie zrozumcie mnie źle. Ja nie mam przyjaciół. Ślizgoni czegoś takiego nie posiadają. Możemy mieć sojuszników, sprzymierzeńców, wspólników, poddanych, czy co tam jeszcze, ale nie przyjaciół. A przynajmniej nie prawdziwych. Crabbe i Goyle byli jedynie moimi "niewolnikami". Z Nottem i Zabinim po prostu się dogadywałem, nic więcej. A Pansy z kolei... No właśnie Pansy... Tak tu był pewien wyjątek. Ze wszystkich moich znajomych, których lubiłem mniej lub bardziej to chyba jej najbliżej było do tego zaszczytnego miana. Co prawda czasem mnie denerwowała jak na dziewczynę przystało, ale naprawdę ją lubiłem i szanowałem. Czy ufałem ? No cóż... To kwestia sporna... Niby tak, ale na pewno nie we wszystkim. Ale dość tych sentymentalnych dupereli. Pora iść na lekcję.
- Crabbe, Goyle idziemy. - z lekkim ociąganiem wstali powłócząc za mną nogami. Nie jestem pewny czy wiedzieli, ale nie byłem ich panem, czy pracodawcą. Teoretycznie nie musieli mnie słuchać. No ale jak kto woli. Kiedy doszliśmy byli już tam wszyscy gryfoni i dwie ślizgonki. Oddaliłem się od moich "goryli" i wyciągnąłem książkę od eliksirów, otwierając ją na pierwszym rozdziale. Ubóstwiałem ten przedmiot  i szło mi z nim bardzo dobrze. Wiele osób (czytaj wszyscy gryfoni) uważają, że ja i reszta ślizgonów mamy takie dobre stopnie dzięki Snape'owi, a to nie prawda. W rzeczywistości wymaga od nas równie dużo, albo czasem i więcej, zadając obowiązkowe prace dodatkowe byśmy byli lepsi od reszty. On po prostu stara się dopiec krukonom i puchonom, a zwłaszcza gryfonom. Oni wszyscy myślą, że Nietoperz odpuszcza nam wszystko. Co też jest totalną bzdurą. Po prostu kary wymierza nam po lekcjach. Tyle. Tak się zaczytałem, że nie zauważyłem przyjścia Profesora. Stałbym tam dalej jak głupi gdyby nie Pansy. Ona jako jedyna postanowiła mnie wybudzić z tego transu. Reszta czekała z wrednymi minami kiedy to Snape zwróci mi uwagę. Normalne dla gryfonów i ślizgonów... Weszliśmy do klasy. Usiadłem z Nottem przy jednym stanowisku. Obaj byliśmy na naszym roku najlepsi z tego przedmiotu. Oczywiście nie licząc wszystko-umiejącej Granger. To, że tak dobrze szło jej ze wszystkim i że się tak bezsensownie wyrywała do odpowiedzi denerwowało mnie w niej jeszcze bardziej od jej statusu. Serio, dużo bardziej. Na eliksirach poszło mi świetnie. Na reszcie przedmiotów pierwszego dnia też, ale wiedziałem, że jutro to się zmieni. W końcu moja pierwsza w tym roku transmutacja.


* Gaudiumcreatie - nazwa wymyślonych przeze mnie stworzeń, jest to po łacinie, a w wolnym tłumaczeniu znaczy dosłownie "radość tworzenia".



Tak wiem, że nudne, ale tak się chyba wszystkie opowiadania zaczynają :/ Ale od następnego rozdziału zacznie się krótka historia tego co się przydarzyło Ginny, a gdy to skończę zacznie się główny wątek, który będzie trwał do połowy 6 klasy, gdy z kolei zakończę ten watek śmiercią pewnego bohatera (mówię wam to, bo i tak się pewnie nie domyślicie o kogo chodzi :P) i wtedy zacznę główny wątek nr 2 :) To tyle do następnej niedzieli kochani :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz